Na placu przed szpitalem zebrali się lekarze, pielęgniarki, ratownicy i pracownicy administracyjni. Ich obecność była nie tylko wyrazem współczucia, ale także sprzeciwu wobec eskalującej przemocy, z jaką coraz częściej spotykają się pracownicy ochrony zdrowia.
– Czujemy się zaszczuci i zagrożeni – przyznał lekarz pediatra Rafał Czarnecki. – Nie chcemy kolejnej śmierci. Ktoś musi w końcu powiedzieć: dość.
Z kolei Małgorzata Jurczyk-Stachyra, kierowniczka SOR, alarmowała, że nawet 15% pacjentów trafiających na oddział jest pod wpływem alkoholu lub substancji psychoaktywnych. – Praktycznie każdy dyżur to interwencja ochrony lub policji. Agresja staje się normą, a my nie mamy narzędzi ani procedur, jak sobie z tym radzić – podkreśliła.
Beata Wiater, zastępczyni dyrektora szpitala, zaznaczyła, że ten protest to symboliczny „krzyk o pomoc” w stronę ministerstwa zdrowia i władz. – Chcemy po prostu móc pracować bezpiecznie – mówiła.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy ogłosił 6 maja dniem żałoby środowiska medycznego. W całej Polsce odbywały się podobne akcje pamięci i sprzeciwu wobec przemocy.